czynego łóżka zwieszona, cztery mocne sznury trzyma hak gruby, wbity w belkę sosnową u pułapu. Niedaleko duży, biały komin — pewno na nim łuczywo się pali, żeby dziecinie nie było zimno — a koło łóżka stoi drugie łóżko — teraz puste! Jak ciepło w niem było — jak dobrze!...
W oczach żołnierza stanęły łzy, ale je otarł szybko uśnieżonym rękawem płaszcza i znów się wyprostował jak struna, nasłuchując, bo mu się zdało, że śnieg zaskrzypiał, jakby pod nogą czyjąś. Ale cicho było i biało dokoła — śnieg sypał nieustannie i w oczy mu rzucał płatki strzępiaste. Wsparł się więc znów o bagnet i marzenia snuł dalej.
...W wieczór pewien zaskrzypią drzwi chaty ojcowej i do rodzinnej wróci zagrody. Może to będzie wiosną, kiedy zielenieje ruń; może latem, kiedp[1] żytko się kłania do kolan, a przepiórki „pit — pit“ wołają. I Staszka umie naśladować przepiórki!... W wieczór taki wiosenny lub letni otworzą się drzwi chaty ojcowskiej — i on w nich stanie. Zobaczy go nasamprzód pies kudłaty, wierny Sobek,
- ↑ Błąd w druku; powinno być – kiedy.