i wyć zacznie z radości. Staszka zrozumie to skomlenie, i wybiegnie z świetlicy i białe ręce z krzykiem mu na szyję zarzuci. Domyśli się i stary ojciec i zwlecze się z ławy, do drzwi się dowlecze, opierając się o ścianę drżącemi rękoma; i sąsiad jeden, drugi i trzeci, zbudzony hałasem, do wrót dopadnie, a nazajutrz witać go będzie wieś cała z Kozą na czele. Zabełkoce znów dzwonek na wieżyczce kościelnej, ksiądz ze mszą wyjdzie, organy zagrają... Ksiądz proboszcz jeszcze żyć musi — stary był, ale jary i o śmierci mówić nie lubił. Wiele to jednak rzeczy przez te kilka miesięcy zmienić się musiało!... A Jasio czy pozna? Pozna! Dlaczegoby nie poznał? Tłuste rączyny wyciągnie, a gdy go tulić i całować będzie, on wąsiska ojcowskie w kułaczki drobne pochwyci i śmiać się błazenek zacznie i coś tam bełkotać, co już matka tylko zrozumie i wytłumaczy. Znowu u siebie, znowu między swoimi, w tej izbie białej, przy żonie ukochanej! Nie nastarczą usta pocałunków, ramiona uścisków! Druga to weselna noc będzie! A jeszcze słonko z mgły się nie rozbie-
Strona:Kowalowa góra. Na widecie.djvu/040
Ta strona została uwierzytelniona.