Strona:Koziołek babuleńki.djvu/3

Ta strona została uwierzytelniona.
KOZIOŁEK BABULEŃKI.

W głębi lasu, co to szumi tak pięknie, pachnie świerkami i choiną, stała maleńka chateczka
Miała ona dach i ramy okienka żółte, jak złoto, front był zielony, a okiennnica ozdobiona szkiełkiem czerwonem w środku, aby wschodzące słońce oblało czerwonem światłem izdebkę.
Mieszkała tam babuleńka, tak ustrojona, jak i jej chata. Spódnicę miała czerwoną, chusteczkę na głowie tegoż koloru, pantofle i laskę również czerwone, fartuch zaś zawsze biały.
Okrywała się babuleńka żółtą peleryną i siadywała na żółtej ławce.
Nie miała staruszka nikogo na świecie, prócz koziołka, który przybłąkał się do niej niespodzianie.
Siedziała kiedyś przed chatą, z laską w ręku i drzemała. Słysząc szmer jakiś koło siebie, obejrzała się i widzi białe, jak śnieg koźlątko, patrzące jej bystro w oczy i żałośnie: Mehehe! — wołające.

Nakarmiła je, napoiła, ułożyła do snu w obórce i szczęśliwą się czuła mając kogoś u siebie. Nazwała go Kręciołkiem, gdyż wiercił się bezustanku i psocił. Ach! żebyście dzieci wiedziały, co wyprawiał! Wścibił się wszędzie, zajrzał do każdego kąta, wszędzie go było pełno. Co ta babuleńka z nim miała, trudno opisać.
Opowiem wam o ważniejszych sprawkach koziołka.
I tak, pewnego razu, gdy jego pani usnęła, wyskoczył przez okienko, wdrapał się na strych, gdzie były na podłodze zioła, zbierane na lekarstwa i tak stukał kopytami, tak tupał, iż przerażona babcia, złapała za kij i wybiegła odstraszyć, jak jej się zdawało, zakradającego się złodzieja.
Cóż było za zdziwienie, gdy ujrzała Kręciołka, uciekającego co sił starczyło, przed jej kijem.
— Ach! ty nicponiu, ach! ty nic dobrego! krzyczała babuleńka — Mało ci jeszcze pożywienia, jakie dostajesz, mało ci wszystkiego? Obżartuchu! łakomco! Jeszcze straszy po nocach! Nie umkniesz mi, dostaniesz za swoje!
— Mehehe! Mehehe! — wołał Kręciołek — Młody jestem, potrzebuję rozrywek, rozmaitości w jedzeniu, a tu wciąż tosamo; trawa, zielsko... Poobgryzałem drzewko, — dostałem lanie, — pogryzłem miotłę — obiłaś mnie kijem. Cóżto za życie?
— No, dość, dość, tego mehehe! tym razem ci daruję, ale na drugi raz popamiętasz. Na drugi dzień od rana zawołała go do siebie. Z początku iść nie chciał, sądził, iż będzie obity, ale że, babuleńka siedziała przed chatą bez kija, podszedł do niej niby pokorny i żałujący, a w głębi zbuntowany i hardy i stanął przed swą panią, jak pokorne cielątko, nie jak kozioł uparty.
— Nabroiłeś, wiele! — zaczęła surowo opiekunka — zmarnowałeś mi wszystkie ziele com uzbierała z mozołem. I nietylko, że zjadłeś du-