Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/100

Ta strona została przepisana.

w dziele poety, uczynne zakonnice, a smaczne jadło, tak wielbione przez Rabelego, ma tam swoje królestwo. Co się tyczy próżniactwa, jest ono wręcz wzniosłe, i cudownie wyraża się w tej przypowiastce ludowej:
— Tureńczyku, chcesz zupy?
— Chcę.
— Przynieś miskę!
— Już mi się nie chce jeść!
Czy to radość, ukryta w winnem gronie, czy harmonijna słodycz jednego z najpiękniejszych krajobrazów Francji, czy spokój kraju, do którego nigdy nie wdarł się oręż cudzoziemca, jest źródłem tych łatwych i łagodnych obyczajów? Trudno o odpowiedź na te pytania. Jedź do tej francuskiej Turcji, a staniesz się tam leniwym, gnuśnym, szczęśliwym. Choćbyś był ambitny jak Napoleon, albo poetą jak Byron, jakaś dziwna nieprzeparta siła każę ci zachować swoje poezje dla siebie i przemienić na marzenia swoje ambitne projekty.
Znakomity Gaudissart miał spotkać tam, w Vouvray, jednego z owych kpiarzy, których drwiny dochodzą już do artyzmu w zjadliwości, i z tym człowiekiem przyszło mu stoczyć ciężką walkę. Słusznie czy nie, Tureńczycy bardzo lubią dziedziczyć po swoich krewnych. Toteż teorje Saint-Simona były tam szczególnie znienawidzone i zohydzone, ale tak jak się nienawidzi i zohydza w Turenji, ze wzgardliwą ironją, godną krai-