z radością potwarze, ściągającej wszystko do swego poziomu, wrogiej wobec każdej wyższości, gardzącej nią zgoła z cudownym spokojem ignorancji. Pan Vernier (tak się nazywał ten mały wielki człowiek swej wioski), kończył właśnie śniadanie w towarzystwie żony i córki, kiedy Gaudissart zjawił się w izbie, przez której okna widać było Loarę i Cher, w jednej z najweselszych jadalni w całej okolicy.
— Czy z samym panem Vernier... rzekł komiwojażer, zginając kręgosłup z takim wdziękiem, że wydawał się niemal elastycznym.
— Tak panie, przerwał mu szczwany farbiarz, rzucając nań badawcze spojrzenie, którem natychmiast przeniknął co za gatunek człowieka ma przed sobą.
— Przychodzę, podjął Gaudissart, prosić o pańską światłą pomoc w rozpatrzeniu się w tym powiecie, gdzie, jak mi powiedział Mitouflet, zażywa pan tak znacznego wpływu. Szanowny panie, objeżdżam prowincję jako reprezentant przedsięwzięcia niezmiernej wagi, stworzonego przez finansistów, którzy chcą...
— Którzy chcą nas naciągnąć, rzeki śmiejąc się Vernier, znający się z dawnych czasów z komiwojażerami, i zwąchawszy odrazu pismo nosem.
— Bezwzględnie, odparł hardo znakomity Gaudissart. Ale musi być panu wiadomo, skoro pan posiada orjentację tak bystrą, że ludzi mo-
Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/102
Ta strona została przepisana.