Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/106

Ta strona została przepisana.

czy zupełnie pozbawione sensu. I tak jakiejś pani, która go pytała: „Jak się pan miewa dzisiaj, panie Margaritis?“ odpowiadał: „Ogoliłem się, a pani?...“
„Czy pan się czuje lepiej?“ pytała go inna. Odpowiadał: „Jeruzalem! Jeruzalem!“
Ale najczęściej patrzał na gości z ogłupiałą miną, nie mówiąc ani słowa, a wówczas żona szeptała: „Biedaczysko, nic dziś nie rozumie“.
Parę razy zdarzyło się w ciągu pięciu lat, zawsze w epoce porównania, że wpadał we wściekłość po tej odpowiedzi, dobywał noża i krzyczał: „Ta dziewka mnie hańbi!“
Pozatem pił, jadł, przechadzał się, niby człowiek najzdrowszy w świecie; toteż w końcu ludzie przyzwyczaili się nie zwracać na niego uwagi i traktowali go jak jakiś wielki sprzęt. Wśród wszystkich dziwactw miał jedno, którego sensu nikt nie umiał odgadnąć: z czasem bowiem, miejscowi głowacze nauczyli się objaśniać i tłómaczyć najniedorzeczniejsze postępki warjata. Zawsze chciał mieć w domu worek mąki, oraz chować dwie beczki wina z ostatniego zbioru, nie pozwalając nikomu tknąć mąki ani wina. Ale kiedy nadchodził czerwiec, troszczył się o sprzedaż tej mąki i wina z całą skrzętnością warjata. Prawie zawsze pani Margaritis powiadała mu, że sprzedała dwie beczki po ogromnej cenie, i wręczała mu pieniądze, które chował tak, że ani żo-