Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/128

Ta strona została przepisana.

który, rad jak prawdziwy warjat iż zaspokoił swoją manję, podpisał, przeczytawszy wprzód uważnie, zobowiązanie dostawy dwóch beczek wina z własnej winnicy. I Znakomity Gaudissart odszedł, podskakując, podśpiewując O królu mórz, wspomagaj nas, do gospody pod Złotem Słońcem, gdzie oczywiście wdał się w gawędę z gospodarzem czekając na obiad. Mitouflet był to stary żołnierz, naiwnie szczwany jak bywa u chłopów, ale nie śmiejący się nigdy z żartu, jak człowiek nawykły do żartów wśród huku armat, w ogniu bitwy.
— Macie tutaj bardzo tęgich ludzi, rzekł Gaudissart, opierając się o futrynę i zapalając cygaro o fajkę Mitoufleta.
— Jak to pan rozumie? spytał Mitouflet.
— Rozumiem: ludzi kutych w polityce i finansach.
— Od kogo pan wraca, jeżeli wolno zapytać? spytał naiwnie oberżysta, wypluwając kunsztownie ślinę, obyczajem palaczy.
— Od pewnego zucha nazwiskiem Margaritis.
Mitouflet przypatrzył się gościowi z zimną ironją.
— To prawda, to człowiek nie w ciemię bity! Za mądry nawet dla drugich, nie zawsze mogą go zrozumieć...
— Z pewnością, to pierwszorzędna głowa do finansów.