— Tak, rzekł oberżysta. Toteż, co do mnie, zawsze żałowałem, że jest pomylony.
— Jakto pomylony?
— No, pomylony poprostu tak jak każdy warjat, powtórzył Mitouflet. Ale nie jest niebezpieczny, żona go pilnuje. Porozumieliśc0 się tedy panowie, ciągnął z najzimniejszą krwią nielitościwy Mitouflet. — To zabawne.
— Zabawne! wykrzyknął Gaudissart, zabawne! Zatem wasz pan Vernier zadrwił sobie ze mnie?
— To on tam pana posłał? spytał Mitouflet.
— Tak.
— Żono, żono, słuchajno. Słyszysz, pan Vernier wpadł na koncept, aby pana posłać do starego Margaritis!...
— I co panowie mogli z sobą mówić, drogi panie, skoro to warjat?
— Sprzedał mi dwie beczki wina.
— I pan je kupił?
— Tak.
— Ależ to jego warjacja, to sprzedawanie wina, on nie ma żadnego wina.
— Dobrze, rzekł komiwojażer. Pójdę najpierw podziękować panu Vernier.
I Gaudissart, wrzący z gniewu, udał się do byłego farbiarza, którego zastał w domu śmiejącego się już z sąsiadami, którym opowiadał historję.
Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/129
Ta strona została przepisana.