nem Vernier, nie znam nikogo tutaj, czy chce mi być moim świadkiem?
— Chętnie, odparł oberżysta.
Zaledwie Gaudissart skończył obiad, kiedy pani Fontanieu i wice-mer gminy przyszli pod Złote Słońce, wzięli na bok Mitoufleta i przedstawili mu, jak bardzo byłoby przykre dla powiatu, gdyby miał w nim zajść wypadek gwałtownej śmierci. Odmalowali mu okropne położenie zacnej pani Vernier, zaklinając go aby ułożył sprawę w sposób zdolny ocalić honor miasteczka.
— Biorę to na siebie, rzekł chytry oberżysta.
Wieczorem, Mitouflet zaniósł do wojażera pióra, inkaust i papier.
— Co mi pan przynosi? spytał Gaudissart.
— Przecież się pan bije jutro, rzekł Mitouflet, pomyślałem, że pan będzie rad poczynić jakieś drobne zarządzenia, napisać jakieś listy. Może pan ma kogoś, kto panu jest drogi. Och, od tego się nie umiera. Czy pan jest tęgi na pałasze? Może pan chce odświeżyć sobie trochę rękę? Mam florety.
— Ależ bardzo chętnie.
Mitouflet przyniósł parę floretów i dwie maski.
— Ano spróbujmy.
Gospodarz i wojażer stanęli w pozycji. Mituflet, dawny fechtmistrz grenadjerów, dał
Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/132
Ta strona została przepisana.