góry złota. Leon dał garsonowi trzydzieści su, tyle ile wynosi całodzienny zarobek człowieka.
Podczas tego kolosalnego zaiste śniadania (sześć tuzinów ostryg, sześć kotletów á la Soubise, kura á la Marengo, majonez z homara, groszek, omlet z grzybami, wszystko podlane trzema butelkami szampana, z dodatkiem kawy, likierów, nie licząc przystawek). Gazonal grzmiał z nieopisaną werwą przeciw Paryżowi. Szlachetny fabrykant wyrzekał na długość czterofuntowych bochenków chleba, na wysokość domów, na obojętność przechodniów, na zimno i deszcz, na ceny dorożek, a wszystko tak dowcipnie, że dwaj artyści zapłonęli sympatją do Gazonala i prosili aby im opowiedział swój proces.
— Mój proces, rzeki wymawiając silnie z prowansalska, to rzec bardzo prosta: oni chcą mojej fabryki. Wyszukałem tu dobrego adwokata, któremu daję za każdym razem dwadzieścia franków, aby dobrze otwierał oczy, i widzę że za każdym razem śpi... Ten ślimak jeździ sobie powozem gdy ja cłapię pieszo, naciąga mnie bezwstydnie! Żeby tylko z ulicy na ulicę, widzę że powinienem był wziąć powóz... Tutaj patsą tylko na tych, co się chowają w powozie... Z drugiej strony, Rada Stanu, to kupa nierobów, któzy dają się wyręcać hultajom opłacanym przez nasego prefekta... Tak wygląda mój proces!...
Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/144
Ta strona została przepisana.