Chcą mojej fabryki, no i będą ją mieli!... porozumieją się z mojemi robotnikami, których jest dobra setka i któzy...
— Słuchaj, kuzynie, rzekł pejzażysta, od jak dawna jesteś tutaj?
— Od dwóch lat! Och ten ladaco prefekt! on mi to drogo zapłaci! udusę go, choćbym miał iść na galery!
— Który Radca Stanu prowadzi rozprawę?
— Dawny dziennikarz, ot wielka tam figura, wabi się Massol.
Dwaj paryżanie wymienili spojrzenie.
— A referent?
— Jesce większy pajac! jakiś referandarz profesorzyna czegoś tam w Sorbonie, skrobie piórkiem po gazetach, człowiek którego jabym...
— Klaudjusz Vignon, rzekł Bisiou.
— Właśnie, to samo, odparł południowiec, Massol i Vignon, to są władcy mego losu, a zarazem najemne zbiry mego prefekta.
— Jeszcze jest rada, rzekł Leon de Lora. Widzisz, kuzynie, wszystko jest możliwe w Paryżu: złe i dobre, sprawiedliwe i niesprawiedliwe. Wszystko się tu robi, przerabia, odrabia.
— Niech mnie czarci porwą, jeżeli zostanę tu bodaj dziesięć sekund dłużej! To najnudniejsza dziura pod słońcem.
W tej chwili dwaj kuzyni i Bixiou przechadzali się tam i z powrotem po owym asfaltowym obrusie, gdzie trudno jest nie spotkać paru
Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/145
Ta strona została przepisana.