Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/158

Ta strona została przepisana.

Fromenteau spojrzał na prowincjała bez odpowiedzi, bez najmniejszego wrażenia i odszedł nie skłoniwszy się nikomu. Prawdziwy rys genjuszu!
— No i cóż, kuzynie, widziałeś wcieloną policję, rzekł Leon do Gazonala.
— Działa to na mnie... przeczyszczające, odparł zacny fabrykant, gdy Gaillard i Bixiou rozmawiali półgłosem.
— Odpowiem ci wieczór u Karabiny, rzekł głośno Gaillard i usiadł przy biurku nie widząc ani witając Gazonala.
— To impertynent! wykrzyknął południowiec w progu.
— Jego dziennik ma dwadzieścia dwa tysiące abonentów, rzekł Leon de Lora. To jedna z pięciu potęg obecnej chwili, nie ma czasu rano być uprzejmy...
— Jeżeli mamy iść do Izby aby załatwić jego proces, idźmy najdalszą drogą, rzekł Leon do Bixiou.
— Słowa, wypowiedziane przez wielkich ludzi, są niby pozłacane łyżeczki, z których używanie ściera pozłotę; od częstego powtarzania tracą cały blask, odparł Bixiou. Ale dokąd idziemy?
— Tu zaraz, do naszego kapelusznika, odparł Leon.