— To człowiek kolosalny, rzekł Gazonal wychodząc. Ale ja wam powiem, że wszystkie wasze oryginały mają coś z południowców...
— Chodźmy tędy, rzekł Bixiou wskazując ulicę św. Marka.
— Zobacymy jesce coś nowego?...
— Zobaczysz lichwiarkę szczurów, koryfejek, kobietę która posiada tyleż ohydnych sekretów ile pan widzisz sukien wiszących w jej oknie, rzekł Bixiou.
I wskazał sklep, którego niechlujstwo tworzy jakby plamę wśród olśniewających nowoczesnych magazynów. Front tego sklepu malowany był w r. 1820, a bankructwo zostawiło go zapewne właścicielowi domu w wątpliwym stanie. Kolor znikł pod podwójną warstwą nałożoną przez czas i grubo przysypaną kurzem: szyby brudne, klamka otwierała się sama, jak we wszystkich miejscach z których wychodzi się spieszniej niż się weszło.
— Co powiesz o tem, czy to nie jest cioteczna siostra śmierci? szepnął rysownik do ucha Gazonala, pokazując mu za ladą straszliwą wiedźmę. Nazywa się pani Nourisson.
— Ile za tę gipiurę, proszę pani, spytał fabrykant, który chciał iść o lepsze z werwą artystów.
— Dla pana, który przybywasz z daleka, niech ci będzie trzysta franków, odparła.
Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/166
Ta strona została przepisana.