Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/168

Ta strona została przepisana.

— To?... rzekła, to robione w tym roku; nie widzi pan marki pod spodem?
— Czy pani się nie domyśla, że te pantofle to przedmowa, odparł Leon, mimo że zazwyczaj stanowią one zakończenie romansu?
— Mój obecny tutaj przyjaciel, podjął Bixiou wskazując południowca, ma ważny interes rodzinny w tem, aby się dowiedzieć, czy pewna młoda osoba z dobrego i zamożnego domu, którą pragnie zaślubić, popełniła błąd.
— Ile pan daje? spytała spoglądając na Gazonala, którego już nic nie dziwiło.
— Sto franków, odpowiedział fabrykant.
— Całuję rączki! rzekła, z grymasem, który zawstydziłby szympansa.
— Ileż pani tedy chce, moja złociutka pani Nourisson? rzekł Bixiou ujmując ją wpół.
— Przedewszystkiem, moi drodzy panowie, od czasu jak uprawiam moje rzemiosło, nie widziałam jeszcze nikogo, ani mężczyzny ani kobiety, żeby się targował o szczęście. A potem, powiedzieć wam? jesteście trzej kawalarze, odparła krzywiąc w uśmiechu zimne wargi i podkreślając ten uśmiech wyrazem kociej nieufności. — Jeżeli nie chodzi o pańskie szczęście, chodzi o pański majątek, a na tych wyżynach na których mieszkacie tem mniej można się targować o posag. — No, dodała przybierając słodką minę, o co chodzi, moje gołąbki?