Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/174

Ta strona została przepisana.

zostawiając Gazonala równie przerażonego tem zwierzeniem, jak pięcioma żółtemi zębami, które pokazała usiłując się uśmiechnąć.
— I co teraz zrobimy? spytał Gazonal.
— Weksle!... rzekł Bixiou, który gwizdnął na odźwiernego. Potrzebuję pieniędzy i pokażę panu na co się zdadzą odźwierni. Pan sądzi, że oni są do otwierania bramy; tymczasem oni są poto, aby ratować z kłopotu ludzi bez zajęcia jak naprzykład ja, artystów których biorą pod swoje opiekuńcze skrzydła. To też, prędzej czy później, mojego anioła czeka nagroda Monthyona.
Gazonal otworzył oczy, niczem, jak to mówią, wół na malowane wrota.
Człowiek w średnim wieku, wpół sługus, wpół woźny, straszliwie zatłuszczony, z tłustemi włosami, tłustym brzuszkiem, z cerą bladą i wilgotną jak u przełożonej klasztoru, w pantoflach, w błękitnym surducie i szarych pantalonach zjawił się szybko.
— Czem panu mogę służyć?... rzekł tonem protekcyjnym i uniżonym zarazem.
— Ravenouillet... Zowie się Ravenouillet, rzekł Bixiou zwracając się do Gazonala. — Czy masz naszą książkę płatności?
Ravenouillet wydobył z kieszeni książkę naj bardziej lepiącą się jaką Gazonal kiedykolwiek widział.
— Zapisz od dziś za trzy miesiące te dwa weksle, każdy po pięćset franków, które mi podpiszesz.