— Wart jesteś sto tysięcy, odparł Vauvinet, czasami nawet jesteś nieopłacony... ale ja jestem goły.
— A więc, rzeki Bixiou, nie mówmy o tem. Gotowałem ci na dziś, u Karabiny, kokosowy interes którego tak pragnąłeś... już wiesz.
Vauvinet mrugnął okiem w stronę artysty, niby handlarz koni który chce powiedzieć drugiemu: „Nie bawmy się w kawały“.
— Nie pamiętasz już, jak mnie wziąłeś wpół, zupełnie jak ładną kobietę, ciągnął Bixiou, jak mnie głaskałeś, klepałeś, powtarzając: „Zrobię wszystko dla ciebie, jeżeli mi zdołasz sprokurować po kursie akcje kolei żelaznej które wypuszczają du Tillet i Nucingen. Otóż, mój drogi, Maksym i Nucingen mają być u Karabiny, która daje dziś wieczór przyjęcie polityczne. Tracisz, mój stary, ładną okazję. No, do widzenia, żyło.
I Bixiou wstał, zostawiając Vauvineta dość zimnego na pozór, ale w gruncie markotnego, jak ktoś, kto rozumie że zrobił głupstwo.
— Chwileczkę, mój drogi, rzekł lichwiarz. Nie mam pieniędzy, to fakt, ale mam jeszcze kredyt... Twoje weksle są bez wartości... ale mogę je wziąć i dać ci w zamian jakieś dobre walory z mego portfelu... Wreszcie możemy się porozumieć co do tamtych akcji: podzielilibyśmy w pewnej proporcji korzyści tej operacji, dałbym ci jakiś procent płatny w miarę zysków.
Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/183
Ta strona została przepisana.