Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/189

Ta strona została przepisana.

Marjusz, któremu wielce pochlebiała ta pretensja, zbliżył się rzucając głowę którą miał w rękach.
— Służę panu, już kończę, niech pan będzie spokojny, mój uczeń pana przygotuje, ja sam zadecyduję o formie.
Marjusz, mały szczupły człowieczek, z czarnemi jak smoła włosami uczesanemi a la Rubini, cały ubrany czarno, w mankietach, z djamentem w żabocie, poznał w tej chwili karykaturzystę, któremu skłonił się jak potędze równej jego własnej.
— To zwykła głowa, rzekł do Leona wskazując na jegomościa, którego właśnie czesał, mieszczuch, cóż pan chce!... Gdyby człowiek wciąż myślał o sztuce, skończyłby w szpitalu warjatów!...
I odwrócił się nieporównanym gestem do klijenta, szepnąwszy Regulusowi: „Zajmij się panem starannie, to z pewnością artysta“.
— Dziennikarz, rzekł Bixiou.
Na te słowa, Marjusz przejechał parę razy grzebieniem po zwyczajnej głowie i rzucił się na Gazonala chwytając Regulusa za ramię w chwili gdy miał zacząć operację podstrzygania.
— Ja sam się zajmę panem. — Proszę pana, rzekł do mieszczucha, niech się pan przejrzy w lustrze, jeżeli lustro nie ma nic przeciw temu... — Ossjan!