Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/190

Ta strona została przepisana.

Wszedł lokaj i chwycił klijenta aby go ubrać.
— Przy kasie, proszę, pana, rzekł Marjusz do zdumionego gościa, który już wyciągnął sakiewkę.
— Czy to konieczne, drogi panie, ta operacja podstrzygania?
— Żadna głowa nie przychodzi do moich rąk nie oczyszczona wprzódy, odparł znakomity fryzjer, ale dla pana, załatwię pańskiego przyjaciela całkowicie osobiście. Moi uczniowie szkicują, nie dałbym sobie inaczej rady. Każdy kto wchodzi, mówi to co pan: „Chcę aby mnie czesał sam pan Marjusz“. Ja mogę dać tylko ostatnie dotknięcie. W jakim dzienniku pan pracuje?
— Na pańskiem miejscu miałbym kilku Marjuszów, rzekł Gazonal.
— A, rozumiem, pan jest feljetonistą, rzekł Marjusz. Niestety, w czesaniu, sztuce tak nawskroś indywidualnej, to jest niemożliwe. Przepraszam!
Rzucił Gazonala, aby przypilnować Regulusa który przyrządzał świeżo przybyłą głowę. Klasnął krytycznie jeżykiem o podniebienie.
— Ech, dobry Boże, to niedość równo, istne schody... O, tak! Regulus, to nie jest strzyżenie psów... To ludzie, którzy mają swoją fizjognomię... Jeżeli będziesz patrzył w sufit, zamiast spoglądać naprzemian w twarz i w lustro, okryjesz hańbą mój zakład.