Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/191

Ta strona została przepisana.

Surowy pan jest, panie Marjuszu.
— Winien im jestem dać tajemnice sztuki.
— Więc to jest sztuka? rzekł Gazonal.
Marjusz oburzony spojrzał na Gazonala w lustrze i zatrzymał się z grzebieniom w jednej ręce, z nożyczkami w drugiej.
— Proszę pana, pan mówi jak... dziecko! a przecież, sądząc z pańskiego akcentu, musi pan być z Południa, ojczyzny genjuszów.
— Tak, ja wiem, że trzeba pewnego gustu, odparł Gazonal.
— Ależ niechże pan da pokój, spodziewałem się czegoś lepszego po panu. Powiedzmy wręcz, że fryzjer... nie mówię dobry fryzjer, bo fryzjerem albo się jest, albo się nie jest... fryzjer... to coś o co jest trudniej niż... mam powiedzieć... niż... sam nie wiem co... niż o ministra... (niechże pan siedzi spokojnie), nie, bo nie można ocenić kwalifikacji ministra... ulice są pełne ministrów... Paganini... nie, to nie dosyć!... Fryzjer, proszę pana, człowiek który przenika pańską dusze i charakter aby pana uczesać stosownie do pańskiej fizjognomji, musi mieć to, co stanowi filozofa. A dopiero kobiety!... Tak, kobiety nas cenią, widzą co jesteśmy warci... my jesteśmy dla nich symbolem tego zwycięstwa, dla którego dają się uczesać! to znaczy, że fryzjer... niewiadomo co to jest. Ot, ja, jak tu do pana mówię, ja jestem tem co w tym zakresie może być... nie chwalę się, dostatecznie jestem znany... Otóż nie, ja uwa-