— Pomówię o tem, jeżeli chcesz, bo nie trzeba niczego zaniedbywać aby działać na umysły...
— Och, moi przyjaciele przygotowują artykuły, ale lękam się, aby się nie posunęli za daleko...
— Ba! rzekł Bixiou, nie pójdą tak daleko jak przyszłość.
Dubourdieu spojrzał na karykaturzystę z pod oka i oddalił się.
— Ależ to czysty warjat, rzekł Gazonal, czysty lunatyk.
— Świetny pendzel i duża wiedza, ale furieryzm go zabił, rzekł Leon. Widzisz oto, kuzynie, jeden ze skutków ambicji u artystów. Zbyt często, w Paryżu, w swej żądzy szybkiego dobicia się rozgłosu, który dla nich jest fortuną, artyści pożyczają okolicznościowych skrzydeł, myślą że staną się więksi stając się ludźmi jakiegoś hasła, szermierzami systemu, i łudzą się że zmienią koterję w publiczność. Jeden jest Republikanin, drugi Saint-Simonista, inny Arystokrata, inny Katolik, inny Juste-Milieu inny Średnie Wieki lub Niemcy... Ale, o ile przekonania nie dają talentu, wzamian niszczą go zawsze. Przykładem ten biedny człowiek, któregoś widział przed chwilą. Przekonaniem artysty powinna być jego wiara w swoje dzieło... a jedynem jego środkiem powodzenia praca, o ile natura dała mu święty ogień.
Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/198
Ta strona została przepisana.