Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/204

Ta strona została przepisana.

— Czego pan sobie życzy, rzekła pani Fontaine, kabałę za pięć franków, za dziesięć franków, czy wielką kabałę!
— Za pięć franków, to już dosyć drogo, odparł południowiec, który czynił w duchu niesłychane wysiłki, aby się nie poddać wrażeniu.
W chwili gdy Gazonal starał się skupić, piekielny głos sprawił, że podskoczył na fotelu. To czarna kura zaskrzeczała.
— Idź, moje dziecko, idź, ten pan chce wydać tylko pięć franków. I kura jakby zrozumiała swą panią, bo zatrzymawszy się o krok od kart, wróciła poważnie na swoje miejsce. — Jaki kwiat pan lubi? spytała stara głosem zachrypłym od flegmy która podnosiła się i opadała ustawicznie w oskrzelach.
— Różę.
— Jaki kolor woli pan od innych?
— Niebieski.
— Jakie zwierzę?
— Konia. Na co te pytania? zapytał on z koleji.
— Człowiek ma styczność ze wszystkiemi temi formami przez swoje poprzednie istnienia, rzekła sentencjonalnie; stamtąd pochodzą jego instynkty, a instynkty kierują jego losem. — Co pan najchętniej jada? rybę, zwierzynę, mięso, słodycze, jarzyny czy owoce?
— Zwierzynę.
— W którym miesiącu się pan urodził?