Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/208

Ta strona została przepisana.

— Ba! otóż mamy i magnetyzm! wykrzyknął Gazonal. Więc wy tu znacie wszytko!...
— Drogi panie Gazonal, odparł poważnie Bixiou, aby móc się śmiać ze wszystkiego, trzeba znać wszystko. Co do mnie, mieszkam w Paryżu od dzieciństwa i ołówek mój utrzymuje mnie ze śmieszności ludzkiej, za cenę pięciu karykatur miesięcznie... To też bardzo często żartuję sobie z myśli w którą wierzę!
— Przejdźmy do czego innego, rzekł Leon. Chodźmy do Izby, załatwimy tam sprawę kuzyna.
— To, rzekł Bixiou udając Odry‘ego i Gaillarda, to będzie wyższa komedja. Pociągniemy za sznurek pierwszego z brzegu posła, którego spotkamy w kuluarach. Pozna pan tam — jak zresztą gdzieindziej — że język paryski ma tylko dwojaką prozodję: interes albo próżność.
Siadając do dorożki, Leon spostrzegł w kabrjolecie człowieka, któremu dał znak, że chce z nim mówić.
— To Publikola Masson, rzeki Leon do kolegi, poproszę go o seans na dziś na piątą, po Izbie. Kuzynek ujrzy najosobliwszego oryginała pod słońcem...
— Któż to jest! spytał Gazonal, podczas gdy Leon rozmawiał z Publikolą Massonem.
— Pedikurzysta, autor Traktatu o korporystyce, który wycina nagniotki w abonamencie i który, jeżeli republikanie będą przez pół roku