Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/227

Ta strona została przepisana.

zajmują się jego osobą. Zdołał wybąkać tylko te słowa: „Pani jest... pani jest... bardzo łaskawa.“
— Co pan fabrykuje?... spytała pani domu z uśmiechem.
— Koronki, ofiaruj jej!... szepnął Bixiou do ucha Gazonala.
— Koro... koro... ko...
— Pan jest dentystą!... Słyszysz, Cadine? dentysta, wpadłeś, moje dziecko!
— Koronki... powtórzył Gazonal, zrozumiawszy że trzeba zapłacić za kolację. Będzie dla mnie wielką przyjemnością ofiarować pani suknię... mantylkę... kołnierz... z mojej fabryki.
— A... aż trzy rzeczy? Doprawdy, jest pan sympatyczniejszy niż pan na pierwszy rzut oka wygląda, odparła Karabina.
— Paryż mnie chwycił, powiedział sobie Gazonal, spostrzegając Jenny i idąc się z nią przywitać.
— A ja co dostanę? spytała aktorka.
— Ależ... wszystko co posiadam, odparł Gazonal, myśląc że wszystko ofiarować znaczy nic nie dać.
Weszli Massol, Klaudjusz Vignon, Du Tillet, Maksym de Trailles, Nucingen, du Bruel, Malaga, oboje państwo Gaillard. Vauvinet i wiele innych osób.
Po gruntownej rozmowie z fabrykantem w kwestji procesu, Massol, nic nie przyrzekając, powiedział, że raport dopiero jest w robocie,