lich, och, wówczas (nowy gest) na mój szlachecki honor, dam mu... kawałek lodowatego cukru!
Wszystko to, jeżeli mi wolno użyć stylu p. Sainte-Beuve[1] w jego życiorysach osób nieznanych, to jest strona wesoła, jurna, ale już skażona, silnej rasy. Bardziej to trąci stylem Parc-aux-Cerfs niż pałacem Rambouillet. To nie jest rasa ludzi miękkich; z czego skłonny byłbym wnosić, iż nieco rozpusty (och, więcej niżbym pragnął) leży w charakterze bujnych i świetnych natur; ale to jest dworne w stylu Richelieu, płoche i może za daleko idące w pustocie: to jest może coś z owych wybryków ośmnastego wieku; to sięga muszkieterów i gasi Champcenetza; ale ta pustota ma coś z arabesek i ornamentów starego dworu Walezjuszów. Należy się zastrzec, w epoce równie moralnej jak nasza, przeciw tym zuchwalstwom; ale ten lodowaty cukier może zwrócić dziewczętom uwagę na niebezpieczeństwo owych miłostek zrazu pełnych sentymentu, bardziej wdzięcznych niż surowych, różanych i kuszących, ale których stoki pozbawione barjery wiodą do występnych zapomnień, do niebezpiecznych
- ↑ Sainte-Beuve, najwybitniejszy krytyk francuski owej doby, nie lubił Balzaka; może przez zemstę zabawił się tu Balzac w złośliwą parodję jego stylu.