Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/34

Ta strona została przepisana.

— Niech pan rzuci ten żargon, rzekła margrabina; to można drukować, ale rozdzierać tem uszy, to kara, na którą nie zasługuję.
— Oto w jaki sposób spotkał się z Klaudyną, podjął Natan. Było to w jeden z owych bezczynnych dni, w których młodość cięży niejako samej sobie i w których, jak Blondet za Restauracji, otrząsa się ze swej inercji i przygnębienia, na jakie skazują ją pyszni starcy, ale jedynie poto aby czynić źle, aby obmyślać owe potworne psoty, które usprawiedliwia samo zuchwalstwo pomysłów. La Palferine wałęsał się, powłócząc laską po trotuarze, między ulicą de Grammont i ulicą Richelieu. Widzi zdaleka kobietę odzianą zbyt wykwintnie i, jak on powiada, ugarnirowaną drobiazgami zbyt kosztownemi i noszonemi zbyt niedbale aby mogła nie być jakąś księżniczką ze Dworu lub z Opery: ale po Lipcu r. 1830 omyłka była niemożliwa; musiała być z Opery. Młody hrabia podchodzi do tej kobiety, tak jakgdyby się właśnie mieli tam spotkać, idzie obok niej z upartą grzecznością, z wytrwałością w dobrym smaku, rzucając na nią spojrzenia bardzo stanowcze ale taktowne, tak iż młoda kobieta, nie może nie pozwolić sobie towarzyszyć. Innego zmroziłoby przyjęcie, zbiłyby z tropu manewry tej kobiety, chłód fizjognomji, surowe słowa; ale La Palferine zaczął ją bawić owemi konceptami, wobec których nie ostoi się żadna powaga, żadna stanowczość. Aby