się go pozbyć, nieznajoma wchodzi do swojej modniarki; Karol Edward wchodzi również, siada, wtrąca się ze swojem zdaniem, doradza, jak człowiek który gotów jest zapłacić rachunek. Ta zimna krew niepokoi kobietę: wychodzi. Na schodach, nieznajoma mówi do swego prześladowcy:
— Przepraszam pana, idę do krewnej mego męża, starszej osoby, pani de Bonfalot...
— A. pani de Bonfalot, odpowiada hrabia, jestem zachwycony, idę z panią...
Para idzie razem. Karol Edward wchodzi z tą kobietą, wszyscy myślą że to ona go przyprowadziła, mięsza się do rozmowy, olśniewa swym wytwornym i subtelnym dowcipem. Wizyta przeciąga się. To nie było w jego intencjach.
— Pani, rzecze do nieznajomej, niech pani nie zapomina, że mąż czeka, dał nam tylko kwadransik.
Pokonana tem zuchwalstwem, które, jak pani wie, zawsze się kobietom tak podoba, porwana tą zwycięską miną, tom głębokiem i dziecięcem zarazem spojrzeniom jakie umie przybrać Karol Edward, wstaje, przyjmuje ramię swego samozwańczego kawalera, wychodzi i mówi w bramie:
— Panie, ja lubię żarty...
— A cóż dopiero ja! odpowiada.
Ona się śmieje.
Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/35
Ta strona została przepisana.