Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/58

Ta strona została przepisana.

W tydzień później du Bruel prosił nas, abyśmy pewnego wtorku przyszli na obiad. Rano zaszedłem do niego w jakiejś sprawie teatralnej, jakiś sąd rozjemczy, który nam powierzyła komisja autorów dramatycznych; musieliśmy wyjść; ale przedtem wszedł do pokoju Klaudyny, dokąd nie wchodzi nigdy bez pukania, i spytał czy może mnie wprowadzić.
— Żyjemy jak wielcy państwo, rzeki z uśmiechem, zostawiamy sobie swobodę. Każdy u siebie!
Przyjęto nas. Du Bruel rzekł do Klaudyny:
— Zaprosiłem na dziś parę osób.
— A to ślicznie! wykrzyknęła, zapraszasz gości, nie spytawszy mnie nawet, ja tu nie jestem niczem. Proszę pana, rzekła wzywając mnie spojrzeniem na sędziego, niech pan sam powie: kiedy się popełniło to szaleństwo, aby się związać z kobietą taką jak ja, bo, ostatecznie, ja byłam baletnicą... Tak: aby świat o tem zapomniał, nie powinnam ja sama o tem zapominać! Otóż, inteligentny człowiek, chcąc podnieść swoją żonę w opinji, siliłby się podkreślać jej wartość osobistą, usprawiedliwiać swój krok uznaniem wybitnych zalet w tej kobiecie! Najlepszy sposób zjednania jej szacunku innych, to szanować ją samemu w jej domu, uznawać w niej absolutną panią. A ba, doprawdy mogłabym się wbić w pychę, widząc jak on się boi aby się nie wydawało, że on mnie słucha. Muszę mieć po