dziesięć razy słuszność, aby mi w czem ustąpił.
Każde zdanie spotykało się u du Bruela z gestem zaprzeczenia.
— Och, nie, nie, podjęła żywo widząc gesty męża, mój drogi, ja, która przez całe życie, nim za ciebie wyszłam, byłam w moim domu królową, ja się znam na tem. Podchwytywano, zaspakajano, uprzedzano moje życzenia... Ale cóż i mam trzydzieści pięć lat, a kobiety trzydziestopięcioletniej już nie można kochać. Och, gdybym miała i szesnaście lat i to co się tak drogo sprzedaje w Operze, jakbyś pan tańczył koło mnie, panie du Bruel! Mam bezgraniczną pogardę dla mężczyzn, którzy się chełpią, że kochają kobietę, a nie są ciągle przed nią na kolanach. Widzisz, mój drogi, ty jesteś mały, chuderlawy, lubisz dręczyć kobietę, tylko na niej możesz doświadczać swojej siły. Taki Napoleon jest uległy dla kochanki, on sobie może na to pozwolić, ale tacy jak wy! zdaje się wam wówczas, że nie jesteście już niczem, nie chcecie dać sobą rządzić! Trzydzieści pięć lat, drogi panie (zwróciła się do mnie) tu leży cała zagadka... On znowu zaprzecza! Wiesz dobrze, że mam trzydzieści siedem. Bardzo mi przykro, ale oznajmisz swoim przyjaciołom, że ich zaprowadzisz do Rocher-de-Cancale. Mogłabym dać im obiad, ale nie chcę, nie przyjdą tutaj! Moje skromne refleksje utrwalą ci może w pamięci
Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/59
Ta strona została przepisana.