Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/81

Ta strona została przepisana.

Gaudissart, sława zaś jego, stosunki, pochwały, jakiemi go obsypywano, zjednały mu przydomek „znakomity“.Gdziekolwiek się pojawił, w kantorze czy w gospodzie, w salonie, czy w dyliżansie, na poddaszu czy u bankiera, każdy mówił na jego widok: „A, nasz Znakomity Gaudissart“.
Nigdy nazwisko nie było w doskonalszej harmonji z postawą, wzięciem, fizjognomją, głosem, mową człowieka.Wszystko uśmiechało się do tego wojażera, a woja żer uśmiechał się do wszystkiego. Similia similibus: wcielał tę zasadę homeopatji.Kalambury,szeroki śmiech,twarz dobrze odkarmionego mnicha, cera franciszkańska, kształty rabelesowskie; strój, ciało, duch, oblicze, cała osoba, wszystko promieniowało uciechą, weselem. Gładki w interesach, dobroduszny, jowialny, był to ów „miły człowiek“, ideał gryzetki, człowiek, który się wspina z gracją na „imperjałkę“ dyliżansu, pomaga damie wysiąść z powozu, żartuje z pocztyljonem i mimochodem sprzeda je mu kapelusz; uśmiecha się do służącej i ściska ją w kącie, szepcząc jakieś miłe słówko; naśladuje przy stole bulgot butelki, psztykając w wydęty policzek; umie spuścić piwo, wciągając ustami powietrze; bębni nożem po szampanówkach, nie tłukąc ich i powiadając: „Niech to kto pokaże!“, bierze na fundusz nieśmiałych pasażerów, spiera się z ludźmi wykształconymi, króluje przy stole i zjada najlepsze kąski. Ten