Jenny Courand zmuszała Znakomitego Gaudissarta do tysiącznych usług, wciąż grożąc, że go puści kantem, jeżeli nie spełni bodaj najdrobniejszej. Gaudissart musiał do niej pisać z każdego miasteczka i zdawać jej sprawę z każdego drobiazgu.
— A ile trzeba będzie „Dzieci“, aby urządzić mój pokój? rzekła zrzucając szal i siadając przy dobrym ogniu.
— Mam pięć su od abonamentu.
— To wspaniałe! I temi pięcioma su myślisz mnie wzbogacić!
— Ależ, Jenny, ja ci zrobię tysiące „Dzieci“. Pomyśl, że dzieci nie miały jeszcze nigdy gazety. Zresztą głupiec ze mnie, że ci się silę tłumaczyć filozofję handlową: nic się nie rozumiesz na tych sprawach.
— No więc, jeżeli ja jestem taka gęś, gadaj, gadaj, czemu mnie tak kochasz?
— Dlatego, że jesteś gęś... wspaniała! Słuchaj, Jenny. Widzisz, jeżeli uda mi się wpakować „Glob“, „Ruch“, Ubezpieczenia i moje Artykuły paryskie, wówczas, zamiast zarabiać nędznych ośm do dziesięciu tysięcy rocznie strzępiąc sobie gębę, będę mógł obecnie przywieźć dwadzieścia do trzydziestu tysięcy franków z każdej podróży.
— Rozsznuruj mnie teraz, mądralo, ale nie szarp.
— Wówczas — rzekł komiwojażer, spoglą-
Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/90
Ta strona została przepisana.