Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/96

Ta strona została przepisana.

ale trzeba rezultatów, prowincja lubi rezultaty. Mimo to, i tak zrobiłem sto „Globów“, co, zważywszy twardość tych prowincjonalnych pałek, jest prawdziwy cud boży. Ale przyrzekam im tyle pięknych rzeczy, że, na honor, nie wiem, w jaki sposób ci globiarze, globiści, globusy czy globusie, potrafią ich dotrzymać: ale ponieważ mi powiedzieli, że urządzą świat o wiele lepiej niż jest, jadę na całego i prorokuję co wlezie po dziesięć franków od abonamentu. Jeden gość myślał, że to coś o ziemi, niby z powodu tytułu, i ubrałem go w „Glob“. Ba! weźmie się na to: ma wypukłe czoło, a wszystkie wypukłe czoła, to ideolodzy. A ba! gadaj mi o Dzieciach! Zrobiłem dwa tysiące Dzieci od Paryża do Blois. To mi interesik! Nie potrzeba tyle gadać. Pokazuje się obrazek matce, w sekrecie przed dzieckiem, alby dziecko zechciało go widzieć; oczywiście ciągnie mamę za suknię, aby mieć swoją gazetę, bo tata ma swoją gazetę. Mama ma suknię za dwadzieścia franków i nie chce, żeby bęben ją podarł, gazetka kosztuje tylko sześć franków, czysta oszczędność, walaj z abonamentem! Wyborna rzecz: to jest potrzeba realna, coś pośredniego między konfiturą a obrazkiem, dwiema wiecznemi potrzebami dziecięctwa. Już czytają te piekielne dzieci! Miałem tu przy stole w gospodzie małą sprzeczkę z przyczyny dzienników i moich przekonań. Jadłem sobie spokojnie, obok pewnego pana w szarym cylindrze, który