Strona:Król Lir (William Shakespeare) 026.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
Edgar. Najmniejszego.
Edmund. Przypomnij sobie, w czem mu się mogłeś narazić, i unikaj jego obecności, proszę cię, póki czas nie ostudzi jego gniewu; bo w tej chwili gniew jego jest tak wielki, że ledwieby go mogło uśmierzyć jakie gwałtowne wystąpienie przeciw tobie.
Edgar. Jakiś łotr coś mu o mnie nagadał.
Edmund. Boję się, czy tak nie jest. Proszę cię, unikaj go jak najpilniej, dopóki gorączka jego uniesienia nie ochłodnie; a tymczasem ukryj się w moim pokoju, gdzie ci nastręczę sposobność do wysłuchania, co on mówić będzie. Posłuczaj mojej rady: oto klucz. A jeżeli wyjdziesz, to miej broń przy sobie.
Edgar. Broń przy sobie, bracie?
Edmund. Tak, bracie; radzę ci to dla twojego dobra; nieuczciwy-m człowiek, jeżeli się co dobrego dla ciebie święci. Powiedziałem ci, co wiedziałem i słyszałem; słaby to tylko rys w porównaniu ze strasznym obrazem rzeczywistości. Idź, idź, zaklinam cię.
Edgar. Prędkoż się zobaczymy?
Edmund. Spuść się już na mnie.
(Wychodzi Edgar).
Łatwowierny ojciec
I brat szlachetny, których dobroduszność
Tak jest daleką od szkodzenia drugim,
Że nie przypuszcza, aby był ktokolwiek
Zdolnym do tego, to dogodna para
Do mych widoków. Głupia ich poczciwość
Będzie podwodą, którą się do celu
Łatwo dostanę. Widzę już mą przyszłość.
Nie ród, to przemysł uczyni mię panem;
Wszystko mi dobre, co zgodne z mym planem.
(Wychodzi).


SCENA III.
Pokój w pałacu księcia Albanii.
(Wchodzi Goneryla i Oswald).


Goneryla. To więc mój ojciec obił mego sługę
Za to, że jego lżył błazna?
Oswald.Tak, Pani.