Strona:Król Lir (William Shakespeare) 027.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
Goneryla. Dzień i noc mi dokucza; niema chwili,
Żeby nam jaki nowy jego wybryk
Nie dał się uczuć; nie zniosę już tego.
Jego rycerze pozwalają sobie
Coraz to więcej, a on sam dom wstrząsa
O lada fraszkę. — Jak powróci z łowów,
Nie chcę go widzieć; powiedz mu, Oswaldzie,
Że jestem słaba. Jeśli moja służba
Będzie dla niego nadal mniej uległą,
To dobrze zrobi: ja biorę na siebie
Odpowiedzialność. (Odgłos rogów).
Oswald.Już powraca, słyszę.
Goneryla. Okaż mu waćpan i inni w czemkolwiek
Lekceważącą opieszałość. Pragnę,
Aby się o to wytoczyła sprawa:
Jeśli mu nie w smak mój dom, to niech idzie
Do mojej siostry, która się w tym względzie
Zupełnie ze mną zgadza i nie myśli
Uginać karku. Bezrozumny starzec!
Chce mu się jeszcze imponować władzą,
Której się pozbył. Te stare półgłówki,
Na honor, stają się małemi dziećmi,
I krótko trzeba ich trzymać, bo skoro
Ich się pogłaszcze, zaraz na kieł biorą.
Com powiedziała, pomnij.
Oswald.Dobrze, Pani.
Goneryla. A jego orszak niech oziębłość znajdzie
Pomiędzy nami; co z tego wypadnie,
Mniejsza; poszepnij to całej mej służbie,
Radabym z tego wydobyć sposobność
Do przemówienia. Zaraz list napiszę
Do mojej siostry, ażeby działała
W tym samym duchu. Zarządź waćpan obiad.
(Wychodzą).


SCENA VI.
Tamże, inny pokój.
(Wchodzi Kent przebrany).


Kent. Jeżeli tylko zdołam dobrze udać
Głos obcy, który akcent mój pokryje,