Strona:Król Lir (William Shakespeare) 049.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
Tak odraźliwą, jaka kiedykolwiek,
Z ujmą ludzkości, do stanu zwierzęcia
Zbliżyła nędzę; twarz sobie pomażę
Błotem, łachmanem członki przyoblekę,
Włos sobie zbiję w kołtuniaste kłaki,
I tak wpół nagi stawiać będę czoło
Wiatrom i wszelkim dopuszczeniom niebios.
Za wzór mi będą do naśladowania
Znani w tym kraju bedlamscy żebracy,
Którzy, wydając jęki przeraźliwe,
Wrażają sobie w wychudłe ramiona
Szpilki, cierniowe kolce, ćwieki z trzmielu,
I opłakanym tym widokiem, chodząc
Po dworkach, chatach, po młynach i hurtach,
Bądź to pokorni, bądź jak opętani,
Na biednych kmieciach wymuszają litość.
Biedny Edgarze, zostań biednym Tomkiem!
Będziesz przynajmniej czemś pod tym przydomkiem.
(Wychodzi).


SCENA IV.
Przed zamkiem Glostera.
(Wchodzą: król Lir, Błazen i jeden z rycerzy).


Król Lir. Rzecz dziwna, że tak wyjechali z domu,
Nie odprawiwszy mojego posłańca.
Rycerz. Dniem wprzód, o ile słyszałem, nie było
O tym wyjeździe u nich ani mowy.
Kent. Cześć ci, szlachetny Władco.
Król Lir.Tam do licha!
Cóż to, czy bawisz się w hańbę?
Kent.Nie, Panie.
Błazen. Cha, cha! patrzcie, ten nosi podwiązkę nie lada. Konie wiąże się za głowę, psy i niedźwiedzie za szyję, małpy za biodra, a ludzi za nogi; kiedy nogi nie statkują, dostają drewnianą obrożę.
Król Lir. Któż to do tego stopnia zapomina
Winnych mi względów, że cię tu osadził?
Kent. Dwoje ich, Panie, on i ona: syn twój
I twoja córka.
Król Lir.Nie.