Strona:Król Ryszard III (Shakespeare).djvu/028

Ta strona została przepisana.

Ale nic z tego; mam jakieś przeczucie,
Że szczęście nasze jest na przesileniu.
Wchodzą Gloster, Hastings i Dorset.
Gloster. Oni mnie krzywdzą, nie zniosę ja tego.
Któż są ci, co się skarżyli przed królem,
Że ja mam serce kamienne i jestem
Im nieprzyjazny? Na świętego Pawła!
Jego to raczej jest nieprzyjacielem,
Kto mu do ucha tka takie powieści.
Przeto że schlebiać nie umiem i głaskać,
Słów cedzić, mizdrzyć się i durzyć ludzi,
Dwornie się zginać jak Francuz lub małpa:
Przeto zawziętym mianują mnie wrogiem!
Nie możeż prawy człowiek żyć spokojnie?
Zawszeż otwartą jego prostoduszność
Na złe tłumaczyć i przekręcać będą
Chytre, układne półgłówki w jedwabiach?
Grey. Do kogoż Wasza Cześć mówi w tem kole?
Gloster. Do ciebie, który czci nie masz i cnoty.
Kiedyżem jaką krzywdę ci wyrządził?
W czem ci uchybił? — lub tobie? — lub tobie?
Lub komukolwiek z waszej archandryi?
Żeby was wszystkich!... — Nasz pan miłościwy
(Którego bogdaj uchowały nieba
Dłużej, niż tego wy sobie życzycie!)
Ledwie odetchnąć może pod skargami,
Któremi jego mieszacie spokojność.
Królowa Elżbieta. Bracie Glosterze, błędnie rzeczy bierzesz.
Król, mój małżonek, z własnego natchnienia,
Nie pobudzony czyjąbądź namową,
Zgadując pewnie twą skrytą nienawiść
Do moich dzieci i braci i do mnie,
Która na zewnątrz jawiła się w czynach,
Posłał do ciebie, aby dojść powodu
Niechęci twojej i kres jej położyć.