Strona:Król Ryszard III (Shakespeare).djvu/042

Ta strona została przepisana.

Pierwszy morderca. Hola! jest tu kto ?
Brakenbery. Czego chcesz, wasze? jakeś się tu dostał?
Pierwszy morderca. Chcę mówić z Klarensem, a dosta-
łem się tu na nogach.
Brakenbery. Tak węzłowato?
Drugi morderca. Lepiej węzłowato niż rozwlekle.
Pokaż mu papier; nie traćmy czasu na gadaniu.
Oddaje papier, Brakenbery czyta.
Brakenbery. Odbieram rozkaz, abym szlachetnego
Księcia Klarensa oddał w wasze ręce.
Nie chcę dociekać, jaki jest cel tego,
Bo chcę w tej mierze wolnym być od winy.
Oto są klucze; tam książę spoczywa.
Idę niezwłocznie oznajmić królowi,
Że tym sposobem wam zdałem mój urząd.
Pierwszy morderca. Możesz to waćpan uczynić; roz-
tropność tak radzi. Bądź waćpan zdrów.
Brakenbery wychodzi.
Drugi morderca. Jakto ? mamyż go zabić śpiącego?
Pierwszy morderca. Nie; gotów przebudziwszy się po-
wiedzieć, żeśmy tchórzliwie sobie postąpili.
Drugi morderca. Przebudziwszy się! Głupiś; on się nic
przebudzi prędzej, aż na sąd ostateczny.
Pierwszy morderca. No, to na sądzie ostatecznym go-
tów powiedzieć, żeśmy go we śnie zabili.
Drugi morderca. Ten wyraz: sąd obudził we mnie pe-
wien rodzaj zgryzoty sumienia.
Pierwszy morderca. Jakto? lękasz się?
Drugi morderca. Nie tego, żeby go zabić, bo przecie
mamy list upoważniający do tego, ale żeby nie być
za zabicie go potępionym: bo od potępienia nie
mógłby mnie żaden list ochronić.
Pierwszy morderca. Myślałem, że masz stałe przedsię-
wzięcie.
Drugi morderca. Mam je, w istocie, do pozostawienia
go przy życiu.