Strona:Król Ryszard III (Shakespeare).djvu/043

Ta strona została przepisana.

Pierwszy morderca. Idę donieść o tem księciu Gloste-
rowi.
Drugi morderca. Nie czyń tego, bracie, zaczekaj chwilkę.
Spodziewam się, że ten paroksyzm skrupułów wkrót-
ce minie: nie trwa on u mnie zwykle dłużej, jak przez
czas potrzebny do zliczenia dwudziestu.
Pierwszy morderca. Jakże ci teraz ?
Drugi morderca. Dalipan, czuję, że jeszcze jest we mnie
trochę lagru sumienia.
Pierwszy morderca. Pomnij o wynagrodzeniu, jakie nas
czeka, gdy dzieło będzie spełnionem.
Drugi morderca. Prawda, musi umrzeć: zapomniałem o
wynagrodzeniu.
Pierwszy morderca. Gdzież teraz twoje sumienie?
Drugi morderca. W worku księcia Glostera.
Pierwszy morderca. To więc kiedy on otwiera worek,
aby nas wynagrodzić, sumienie twoje precz ulata ?
Drugi morderca. Mniejsza o to, niech idzie z Bogiem!
mało kto je żywi, nikt prawie.
Pierwszy morderca. A jak wróci do ciebie, cóż wtedy ?
Drugi morderca. Nic chcę z niem mieć nic do czynienia;
to niebezpieczne licho, tchórza robi z człowieka. Nie
może człowiek ukraść, żeby go nie oskarżyło; nie
może kląć, żeby go nie ofuknęło; nie może się brać
do cudzej żony, żeby go nie zdradziło. To wstydliwa,
rumieniąca się istota, co zamieszki szerzy w sercu
ludzkiem; usposabia człowieka do wynajdywania ty-
siącznych trudności. Raz mi kazało zwrócić mieszek
pełen dukatów, który przypadkiem znalazłem. Ono
przyprawia człowieka o żebractwo. Wygnano je z miast
i miasteczek jako niebezpieczną istotę; kto chce żyć
dobrze, stara się polegać na sobie samym i obywa
się bez niego.
Pierwszy morderca. Tam do djabła! właśnie mi na kark
wlazło i szepcze mi do ucha, żebym nic popełniał
tego mordu.