Strona:Król Ryszard III (Shakespeare).djvu/072

Ta strona została przepisana.

Wchodzi Hastings.
Hastings. Czy twój pan sypiać po nocach nie może?
Posłaniec. Takby się z tego, co powiem, zdawało.
Naprzód, pozdrawia on Waszą Wielmożność.
Hastings. A potem?
Posłaniec. Potem oznajmia Wam, panie,
Iż mu się nocy dzisiejszej przyśniło,
Że dzik mu zerwał szyszak. Mówi przytem,
Że się dziś odbyć mają aż dwie rady,
I łatwo może na jednej z nich wypaść
Coś, coby mogło Wam, panie, i jemu
Być nie po myśli na drugiej; dlatego
Przysyła do Was, panie, z zapytaniem,
Ażaliby się Waszej Wielmożności
Nie podobało wsiąść z nim na koń zaraz
I co tchu pognać w kierunku północy?
Dla uniknięcia niebezpiecznych następstw,
Jakie przeczucie jego odgaduje.
Hastings. Idż Wasze z Bogiem! powiedz swemu panu,
Niech się nie boi tej podwójnej rady:
Jego cześć i ja będziemy na jednej;
Na drugiej Ketsby, mój dobry przyjaciel:
Gdyby tam miało co zajść z naszą szkodą,
Naprzódbym o tem był uwiadomiony.
Obawy jego są, powiedz mu, płonne
I bezzasadne. — Co się zaś dotyczy
Jego snu, dziwno mi, jak on być może
Tak niedorzeczny, żeby dawać wiarę
Błahym złudzeniom niespokojnej drzemki.
Pierzchać przed dzikiem, nim dzik na sztych idzie,
Jest to pobudzać go, żeby nas ścigał,
Gon wywoływać, o którym on nie śni.
Idż, przyjacielu, powiedz swemu panu,
Żeby wstał z łózka i przyszedł tu do mnie,
A razem pójdziem do Towru, gdy ujrzy,
Jak się uprzejmie z nami dzik obejdzie.