Jako pijany ów na maszcie majtek,
Którego lada chybnięcie jest zdolne
Strącić w fatalne wnętrzności otchłani.
Lovel. Idźmy! Wykrzyki na nic się nie zdadza.
Hastings. Krwawy Ryszardzie! — Nieszczęśliwa Angljo!
Okropne czasy przepowiadam tobie,
Na jakie nigdy jeszcze świat nie patrzał.
Pod miecz prowadźcie mnie! Raduj się, Glostrze,
Ale miecz, pomnij, ma podwójne ostrze.
Wychodzi za nim Ketsby i Lovel.
Pod murami Towru.
Wchodzą Gloster i Buckingham w zardzewiałych,
niekształtnie wyglądających zbrojach.
Gloster. Brawo, milordzie! umiesz, jak uważam,
Drżeć, blednąć, dławić dech w pośrodku słowa;
Potem zaczynać znów, i znów ucinać,
Jak gdyby przestrach odjął ci przytomność.
Buckingham. Ot, naśladuję biegłego tragika:
Mówię i patrzę w tył i zerkam na bok:
Milknę i wzdrygam się, gdy się źdźbło ruszy,
Jak gdybym nie był panem podejrzenia
Nurtującego w głębi mojej duszy.
Błędne spojrzenia mam na zawołanie
I przymuszone uśmiechy: oboje
Gotowe zawsze służyć mym podejściom. —
Czy Ketsby poszedł już?
Gloster. Poszedł i oto
Lorda majora prowadzi już z sobą.
Wchodzą: lord major i Ketsby.
Buckingham. Pozwól, milordzie, bym z nim sam pomówił —
Lordzie majorze —
Gloster. Bacz na most zwodzony.
Buckingham. Słyszycie? bęben.