kitnych oczach, w długich sukniach śnieżnej białości, przetykanych perłami.
Jak tylko weszli, zerwał się wicher gwałtowny, biły pioruny, błyskały błyskawice, burza szalała...
Nieznany król podszedł do Lidji i rzekł: — Oto twój pierścień, wyciągnąłem go z morza, dochowaj przysięgi i weź mnie za małżonka, o oto twoja drużyna weselna.
To mówiąc wskazał na szereg bladolicych dziewic i wziął Lidję za rękę.
Ręka króla była zimna jak lód i wylgotna.
Wydarła mu swą rękę i zawołała z najwyższą odrazą:
— Precz odemnie, ty morska istoto! Nie powracaj tu więcej!
I poczęła uciekać. Ale blade dziewice otoczyły ją wokoło, zarzuciły na nią swoje zasłony i nie dopuściły do ucieczki.
Król morza zadął w swój róg perłowy, a natychmiast zerwała się jeszcze silniejsza burza, zgasły światła, fale mor-
Strona:Król morza.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.
— 15 —