Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.

Tu łkanie przerwało mu mowę,
— Książę zachorował... książę zwarjował! — wołano w pałacu.
Wkrótce pośród dworzan ukazał się jeden z łowców i stanąwszy pośród zebranej służby, rzekł głośno:
— Król zabronił powtarzać te fałszywe wieści. Kto nie posłucha, śmierć go oczekuje.
Milczenie głębokie zapanowało na sali. Upłynął kwadrans czasu, gdy nagle wołać zaczęto:
— Książę! usuwać się z drogi!
Tom szedł prowadzony przez lordów, kłaniano się przed nim nizko w około. Dwóch lordów prowadziło go pod ręce, za niemi szli dworzanie, doktorzy i orszak służących.
Wprowadzono Toma do jednej z najbogatszych sal pałacowych. Drzwi za nim się zamknęły. W pobliżu drzwi leżał na złotolitej kanapie jakiś otyły mężczyzna. Za pierwszem wejrzeniem, Tom dostrzegł otyłą twarz o surowem wejrzeniu i wielką jego siwą głowę. Jedna z opuchniętych nóg starca w całkowitości pokryta bandażem, leżała wsparta na poduszce.
Wszyscy przed nim pochylili głowy. Był to groźny król Henryk VIII.
Przyzwawszy Toma, mówił z nim łagodnie.
— Cóż powiesz mi Edwardzie, mój synu? — pytał — chciałeś zażartować z twego kochającego ojca, nieprawdaż?
Tom prawie że nie słyszał słów króla, stojąc jak oszołomiony, wreszcie blady i drżący padł na kolana przed królem.
— Tyś królem — wyjąknął — kara mnie więc nie minie!
Wyrazy Toma śmiertelnym ciosem uderzyły króla. Spojrzał po otaczających dworzanach, a zatrzymawszy wzrok na chłopcu mówił ze smutkiem: