Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/021

Ta strona została uwierzytelniona.

— Słuchajcie! — groźnie zawołał, — biedny mój syn utracił zmysły chwilowo. Choroba jego spowodowana przeciążeniem nauką, nakazuję od dziś wyrzucić wszystkie jego książki. Swoboda gry i zabawy na świeżem powietrzu przez dzień cały, oto jego obecna nauka, rozumiecie?
Tu uniósł się bardziej jeszcze na poduszkach, wołając: — Lubo szalony, jest moim synem, a waszym królem w przyszłości. Czy zdrów, czy chory, panować będzie. Ja tak chcę, tak nakazuję! Oznajmić wszystkim, że ktokolwiek słowo o chorobie księcia wypowiedzieć się waży, uważany za zdrajcę, skończy na szubienicy. Wody... wody! cały płonę, — wołał król — ten smutek mnie zabija. Dziś jeszcze, zgodnie z królewskim naszym dawnym zwyczajem, książę ma zostać obwołanym królem. Milordzie Hartford, proszę ogłoś wszystkim o mojej woli!
Lord Hartford przyklęknął na jedno kolano przed królem.
— Wasza Królewska Mość, — odrzekł — raczył zapomnieć, iż książę Norfolk uwięziony, a więc nie możemy bez niego...
— Zamilcz! — przerwał król gniewnie: — Nie wspominaj tego przeklętego nazwiska. Obejdziemy się bez tego zdrajcy. Mianuję innego marszałka dworu. Spiesz do parlamentu z rozkazem, aby dziś jeszcze skazano na śmierć Norfolka!
— Rozkaz królewski jest dla nas prawem, — odparł lord Hartford.
— Ucałuj mnie, synu mój, — wyszepnął tkliwie, — tak... silniej, goręcej. Czego drżysz cały. Niema w całym świecie skarbu droższego dla mnie nad ciebie!
— Jakżeś dla mnie łaskaw mój królu, — Tom odrzekł. — Niestety jednak żal mi bardzo tego księcia, który dziś jeszcze ma zginąć!...