Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/027

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszedł lord kanclerz, a przyklęknąwszy na jedno kolano, tak zaczął:
— Uczyniłem wszystko, co mi mój pan i król rozkazał do spełnienia. Parowie[1] Anglji zebrani w pałacu, osądzili sprawę księcia Norfolka, skazując go na karę śmierci. Wyczekują teraz jedynie na dalsze rozkazy monarchy.
Gniew ukazał się na obliczu króla.
— Podnieście mnie, — zawołał — pojadę do parlamentu i własnoręcznie przyłożę pieczęć do wyroku, skazując na śmierć nikczemnika!
Głos jego stał się chrypliwym i nagle zamarł. Twarz pokryła się trupią bladością. Dworzanie rzucili się na ratunek.
— Nie mogę... — wyszepnął, padając bezsilnie na poduszki, — bardzo jestem słaby. Rozkazuję, ażeby mnie w tem zastąpiono. Rozkazuję lordom zwołać wielką radę. Powierzam im pieczęć państwową. Niechaj przyłożą ją do wyroku w mojem imieniu. Wykonać to co prędzej, a jutro dostarczyć mi głowę skazańca. Niech się nacieszę jej widokiem!...
— Rozkaz króla, to prawo nasze — rzekł lord. Proszę Waszą Królewską Mość o pieczęć państwową.
— Pieczęć? — zapytał król żywo — wszak ona znajduje się u ciebie.
— Była, — odrzekł lord — przed dwoma dniami odebraną została.
— Tak... przypominam sobie, prawda. Gdzież ja ją podziałem, tracę przerażająco pamięć. Jestem bardzo słaby.

Tu Henryk VIII zaczął coś mówić do siebie półgłosem. Od czasu do czasu poruszał głową, usiłując przypomnieć gdzie podział tę pieczęć.

  1. Magnaci.