Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/039

Ta strona została uwierzytelniona.

pójdź do Towru, uwolnić księcia Norfolka. Skasować wyrok śmierci. Tak być ma. Tak król rozkazuje.
Jak grzmot, słowa królewskie przebiegły po sali.
— Niech żyje Edward, król Anglii! — wołano.

Lord Hartford opuścił zgromadzonych, udając się dla wypełnienia rozkazu króla.





XII.

Książę i jego towarzysz.


Powrócimy na chwilę do Maylesa Handon’a, kiedy to biednego księcia wynosił z pośród tłumu.
Teraz dopiero usłyszał Edward, jak w okół niego szeptano:
— Król umarł. Umarł król!
Na wieść o tem, serce biednego sieroty ścisnęło się żałośnie. Ten nieubłagany dla innych, surowy, okrutny król, jakimż był dlań dobrym, poczciwym ojcem. Mimowolnie łzy nabiegły oczy księcia!
Tak doszli do mostu Londyńskiego, gdzie w jednym z najazdów Mayles zamieszkał. W chwili, gdy zbliżali się do bramy zajazdu, głos jakiś krzykliwy zawołał:
— A! jesteś kundysie! Teraz już mi się nie wymkniesz. Ja cię oduczę przepadać godzinami!
Tu John Canty, wyciągnął rękę, usiłując pochwycić chłopca, Mayles jednak zaoponował temu, wołając:
— No! no! tylko proszę wolniej. Co ci przyjdzie z tego chłopca?
— Jakto co? — odpowie Canty — wszak to mój syn!
— Kłamie! nikczemnie kłamie! — zawołał Edward głosem, w którym malowała się rozpacz.