Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/042

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze! a teraz serwetę.
Zdjąwszy z gwoździa serwetę, Mayles podał ją chłopcu. Król siadłszy za stołem, wziął się do jedzenia, na co i Mayles zarówno miał ochotę.
Spostrzegłszy to, chłopiec ostro zapytał:
— Jak to? Ty chcesz siedzieć obok króla?
— Znów coś nowego, — rzekł Mayles do siebie — ogłasza się za króla. Trudno przeczyć i drażnić chorego.
Stanąwszy po za krzesłem króla, Mayles zaczął mu posługiwać. Podczas obiadu królewicz zapytał:
— Nazwisko twoje Mayles Gandone. Czy tak?
— Tak, Wasza Królewska Mość! — odpowiedział Mayles.
— Opowiedz mi przebieg twego życia, — mówił królewicz dalej, — coś ty za jeden i czyś szlachcic rodem?
— Ojciec mój nie pochodził z rodu najznakomitszych, — opowiadał Mayles. Jako człowiek był bardzo dobry, dzięki fortunie — bogaty. Matka zmarła oddawna. Braci pozostało dwóch: starszy Jan dobry i zacny oraz młodszy Gwidon: swarliwy, zły i okrutny. Również pod naszym dachem zamieszkiwała cioteczna nasza siostra lady Anna, dzieweczka bogata, wysokiego rodu, zacna i szlachetna. Pomimo, iż pokochaliśmy się bardzo wzajem, ojciec postanowił wydać ją za mąż za Gwidona. A że nie można było sprzeciwiać się woli ojcowskiej, narzeczona moja została żoną młodszego brata. Zły Gwidon postanowił zagarnąć nie tylko całe mienie lady Anny, ale i nasze. Kochał on jedynie jej majątek, a reszta była komedyą i udawaniem, o czem wiedzieliśmy wszyscy, prócz ojca, który kochając Gwidona po nad wszystko i ufając mu bezgranicznie, o niczem wiedzieć nie chciał. Jedynie brata