Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/043

Ta strona została uwierzytelniona.

Jan Gwidon nie lękał się wcale, wiedząc dobrze, iż nie jest on na chowanie, ja tylko jeden zdrów i silny mogłem unicestwić jego nikczemne plany, ztąd Gwidon zaczął powoli podburzać ojca przeciw mnie, iż jakoby postanowiłem wbrew woli ojcowskiej zaślubić lady Annę.
Ojciec na tę wiadomość wybuchnął gniewem, a zawoławszy mnie do siebie, rzekł: „Masz niezwłocznie wyjechać na lat trzy. Przejrzysz nieco świata, a tem samem i pośród ludzi będąc, nabierzesz nieco rozumu“. I musiałem porzucić dom rodzicielski, rozpocząwszy tułaczkę po obczyźnie. Walczyłem w wielu wojnach, znosząc wielką biedę. Dostawszy się w ostatniej bitwie do niewoli, pozostałem w niej siedm lat. Potem wyrwawszy się ztamtąd wprost tu przybiegłem. Przyjechałem przed chwilą bez pięniedzy i ubrania. Co stało się przez te lat siedm z rodziną moją — nie wiem zupełnie.
— Ciężkoś skrzywdzony! zawołał królewicz — bądź jednak przekonany, że ukarzę twego brata i powrócę ci ziemię zabraną.
Tu Mayles zaczął informować księcia, iż niezwłocznie zaraz udają się do zamku w Gondone, objaśniając mu przy tem, gdzie leży ta miejscowość, jakie do niej najbliższe prowadzą drogi, jak serdecznie spotka ich Jan, ojciec i lady Anna. Król zdawał się słuchać, bardziej wszak był zajęty smutnem swem położeniem. Mayles zamilkł, gdy królewicz zaczął opowiadać o swojem nieszczęściu, w jaki sposób z króla w jednej chwili prawie stał się żebrakiem.
Słuchając tych opowiadań, Mayles myślał sobie: A to sobie stworzył historyę na poczekaniu, jaka szkoda, że jest nie przy zdrowych zmysłach, ale to nic, ja go wyleczę, a wtedy dopiero podziwiać go będą. Stanę się dumny z mego przybłędy!