Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

Odszukać muszę. Zacny, przywiązany, przecież poszedł tylko w tym celu by się zobaczyć ze mną.





XIV.

Pogodzony z losem.


Tegoż samego rana, gdy prawdziwego królewicza porwano Maylesowi, Tom obudził się w królewskich pokojach bardzo wczesnym rankiem. Otworzywszy oczy, zawołał wesoło:
— No! dzięki Bogu, żem się obudził. Przepadł smutek i troski, — nastało wesele i radość. Hej! Ania! Lizia! pójdźcie no tutaj i posłuchajcie co mi się śniło. Żem był królem, czyście słyszały, królem? Co to, gdzie siostry moje?
Ktoś podszedł do łóżka, pytając:
— Co rozkaże Wasza Królewska Mość?
— Co rozkażę? — spytał Tom. — Kimże to ja jestem?
— Wczoraj wieczorem byłeś księciem Walii, dziś już naszym panem i królem!
Tom zasłonił twarz ręką, smutnie wołając:
— Więc to rzeczywista prawda! Jestem królem! O niech opłaczę moją rozpacz!
Wprędce Tom zasnął. Gdy się powtórnie zbudził, któryś z paziów klęczał przy łóżku.
Przypomniał sobie, że ciągle jeszcze jest królem. Jakże niemiłe przebudzenie. Otoczony mnóstwem sług i magnatów stojących w szeregu, Tom siedząc na łóżku wpatrywał się badawczo w ubierających go dworzan.
Jeden z lordów stojących po za innymi otrzymywał odzież, podając ją następnemu i tak kolejno. Najznakomitszy tylko miał prawo ubierania księcia, którego wkrótce znudziła ta dworska etykieta.