ze sznurami na szyjach, będących za przewodników dla ślepych. Specjalnością tych włóczęgów była kradzież, gdzie tylko się dała. Dla wzbudzenia większej litości nalepiali plastry na oczy, udając ślepych, lub chodzili na kulach, naśladując kaleki. Wieczór zapadał szybko. Banda zjadłszy kolacją zabierała się do picia. Blaszanki napełnione winem przechodziły z rąk do rąk. Nagle jakiś głos ochrypły zawołał:
— No Dick, zaśpiewaj nam coś wesołego! Dalej, słuchamy!
Tu jeden z owych ślepych zerwał się na równe nogi i oderwał plastry, przysłaniające mu oczy, inny znów kaleka, porzuciwszy w kąt kulę drewnianą, na jakiej podpierał się jeszcze przed chwilą, podbiegł ku swemu towarzyszowi, poczem obaj zaśpiewali ohydnemi głosami pieśń pijacką, co spowodowało taki hałas piekielny, iż zdawało się, że drżą pułapy śpichlerza. Potem rozpoczęła się uczta. John Canty opowiedział, że zabiwszy księdza, musi się teraz ukrywać, więc dla tego postanowił przystać do ich bandy. Mowę tę przyjęto z ogólną wesołością, poczem wypito za jego zdrowie. Gobbs spytał po chwili starszego bandytę.
— Iluż tu macie u siebie ludzi?
— Dwudziestu pięciu, nie licząc bab i dziewek odrzekł zapytany. Było znacznie więcej, cóż kiedy się jakoś zmniejszyło.
Tu zaczęto wyliczać godnych towarzyszów zabitych w bójkach, spalonych na stosach, lub też powieszonych na szubienicy za złodziejstwo lub morderstwo.
— Przeklętą niech będzie ta Anglja! zawołał jakiś nieznajomy. Przez nią zostałem tym, czem jestem teraz, nędzarzem! Kiedyś byłem niebiednym dzierżawcą, miałem dobrą żonę i dziatki. Lordowi
Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/057
Ta strona została uwierzytelniona.