podobała się ziemia, którą dzierżawiłem na pastwisko. Zabrał ją więc dla całego stada swych owiec, wygnawszy mnie z mej chudoby. Cóż trudno, miał na to prawo, mógł czynić co chciał, co mu się podobało. Wypędzony z żoną i dziatwą poszedłem na włóczęgę po Anglii, a wiecie dobrze jaka kara spotyka w kraju naszym włóczęgów. Biedaków nas przeganiano i bito bez litości. Baty zamęczyły biedną moją Mary i dziatwę ukochaną a jednak to biedactwo nikomu nic złego nie zrobiło. Zostałem sam jak palec na świecie. Pochwycono mnie i wyrwano ucho. Patrzcie, że nie mam ucha, więc nie kłamię! Schwytany po raz trzeci, srodze bity i katowany uciekłem. Jeżeli teraz pochwycą mnie raz jeszcze, szubienica pewna. O! niech będzie przeklętym raj, w którym istnieją takie prawa!
Nagle głos jakiś zawołał w ciemności:
— Stój! nie przeklinaj kraju! Dziś jeszcze to prawo zmienionem zostanie!
Wszyscy jak jeden odwrócili się na ten głos, ujrzawszy małego żebraka w łachmanach. Podbiegł szybko do ogniska. Jasny płomień oświetlił wyraźnie jego rysy. Ze wszystkich ust wybiegły okrzyki.
— Co to za mumja? Zkąd się tu wzięła!
— Jestem Edwardem, królem Anglii, rozumiecie, zawołał mały żebrak.
Śmiech ogólny, szalony, był na to odpowiedzią ze strony zebranych włóczęgów,
— Sumienia ludzie nie macie w sobie, — zawołał Edward. — Przyrzekam wam największą łaskę królewską — odmienienie tyle ostrego prawa, a wy urągacie nademną.
Jeszcze bardziej niż przedtem śmiać się zaczęto. Wreszcie John Canty zawołał:
— To mój syn bracia! Warjat, wyobraża sobie, że jest królem!
Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/058
Ta strona została uwierzytelniona.