Edward poskoczył ku niemu i zawołał:
— Jestem nim naprawdę!
— Bądź sobie królem, jakim ci się tylko podoba, ale nie mianuj się królem Anglii, bowiem mamy tylko jednego naszego pana i króla Edwarda. My, żebracy, zostaniemy mu zawsze wiernymi. — No! towarzysze za mną, — wołał wódz zebranych, — niech żyje Edward, król Anglii.
Twarz młodego księcia pokryła się rumieńcem.
— Dzięki wam, wierne moje sługi, — zawołał Edward, dzięki!...
Włóczęgi znów wybuchnęli śmiechem. Gdy zamilkli, jeden z nich zawołał:
— No młokosie, pamiętaj, nazywaj się jak ci się żywnie podoba, tylko nie mianuj się królem Anglii, Edwardem.
— Nazwiemy go Fu-Fu I, król błaznów, zawołał inny włóczęga.
— Niech żyje zatem Fu-Fu I-szy. Dalej żywo kłaść mu koronę. Przyodziać płaszczem, podać berło i usadzić koronę.
Głowę króla nakryto w jednej chwili jakimś naczyniem ołowianem, zamiast korony, na ramiona włożono dziurawe prześcieradło jakoby płaszcz z gronostajów, wreszcie posadzono na beczce wyobrażać mającej tron królewski. Zamiast berła podano Edwardowi do ręki ucho od rądla. Następnie włóczęgi padli przed nim na kolana. Trąc oczy i twarz brudnemi rękami płakali, wołając:
— Zlituj się nad nami panie nasz i królu! — Spójrz na naszą nędzę swemi jasnemi oczami.
W oczach króla ukazały się łzy. — I to są ludzie, — myślał Edward — zrobiłem dla nich bardzo wiele. Zmieniłem tyle okrutne prawo. A oni, szydzą sobie za to ze mnie. I gardło biednego królewicza ścisnęło się od łkania.